POSTÓJ
Czas potrafi nagle się zatrzymać i spojrzeć za siebie.
I wtedy widzę zdumiona, jak bezszelestnie przesuwają się dni, tygodnie,
miesiące, lata. Jak jesiennym chłodem szumią wieki, nim minie tysiąclecie.
Taki postój może się zdarzyć o każdej porze i w każdym miejscu.
Na przykład w październikową niedzielę, otuloną w złotomglisty szal poranka, na trakcie z Wadowic do Suchej Beskidzkiej, w Mucharzu.
Tam właśnie zatrzymał się mój Czas. Przysiadł na powalonym, okaleczonym
pniu wiekowej olchy. Zadrżało powietrze, ucichły ptaki i – jak na taśmie filmowej, przewijającej się wstecz – ujrzałam inne obrazy tego miejsca. Mignęły
szybko dni, miesiące, lata. Stop-klatka.
***
Olcha szeleści radośnie bujnym listowiem nad ruinami Czartaka.
W jej cieniu Bałys szkicuje obrazek. Zamieni go w drzeworyt i akwarelę,
unieśmiertelni. Nim przyjdą ci, którzy zabiją: i Bałysa, i ruiny, i olchę.
Lecą liście – lata. Powstała grupa „Czartak”. Wokół Emila poeci, malarze,
rzeźbiarze. Uwieczniają urodę tej ziemi, skrawka nieba, kapliczki przydrożnej,
kamienia i drzewa. Znad ruin unosi się legenda.
Wiatr ją rozwiewa.
Obraz się zmienia. Sypiące się mury młodnieją. Wstaje ariański zbór. – Nie,
przydrożna karczma. – Skądże, to graniczna strażnica romańska. Chwila – Wiek
i… rozpływają się w jesiennej mgle. Znikają kamienie. Gęstnieje las. Przez
gąszcze przedziera się Czas.
W pośpiechu mijają go stulecia.
Zatrzymał się na wzniesieniu pod wielkim dębem. Widok stąd zdumiewający: na tęczowe, od kolorów październikowych, góry; na wijącą się wstęgę rzeki;
na błękitną chustę nieba nad nimi.
Znów jest niedziela.
Na polanie wokół kamiennego ołtarza neofici: okoliczni kmiecie, kobiety
i dzieci. Liczny zastęp książęcych rycerzy. Kilku mnichów i ksiądz w biskupich
ornatach.
Adalbert odprawia mszę na lechickiej ziemi. Zatrzymał się w ów dzień święty wśród beskidzkich lasów. Jedzie z dalekiej Pragi.
Zostawił pałac biskupi i spieszy na wezwanie Bolesława, księcia Polan, do
Gniezna. Podąża z ufnością ku swojemu przeznaczeniu.
***
Odwraca się Czas.
On czy ja musimy powrócić?
Opadają październikowe liście złotymi niedzielami. Sto, dwieście, trzysta,
pięćset, tysiąc lat.
Dotykam spojrzeniem znanego mi nieba nad górami, doliny z rozlanym srebrem Skawy, białego kościółka w Mucharzu.
Święty Wojciechu męczenniku!
52
Jest niedziela jesienna i cicha, święta msza. C z a s był łaskawy. Zdążyłam
dotknąć W a s, nim dolina zamieni się w zalew.